Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

== Wypadało by sądzić (naiwnie), że przed Chrystusem karmiono nas mgłą i bez niej nie wiedzielibyśmy nic o duszy, ale, odkąd przyszedł, jesteśmy już istnienia i nieśmiertelności pewni.
Przedtem wszakże (i potem) wszędy, gdzie dotarli apostołowie — prowadziliśmy osobliwe z naszą duszą rozmówki: „Kto jesteś? Skąd jesteś? Co czynisz? Dokąd podążasz? Ty — ty, niewiadome coś, co pono myśli i czuje“.
O, wiedz o tem, duchu, że miliardy wieków czując i myśląc bez Boga, nie posiędziesz siebie. Bóg zaronił w tobie skrę myśli, aby mógł kierować tobą, ale tajemnica Bytu leżała, jak leży — poza tobą...
Tak myślał Locke, przed Lockem — Gassendi, a przed Gassendim rojne tłumy mędrców.
Na szczęście, posiadamy uczonych doktorów, którzy wiedzą wszystko, co tamte wielkie duchy zapoznawały.

(D. Ph.)

== Że Istota Wyższa mogła udzielić nam i po śmierci tych samych łask, co za życia, że mogła Ona w jakąś jedną niezniszczalną cząstkę istnienia wetchnąć i włożyć i unieśmiertelnić dar myślenia — temu zaprzeczyć nie mogę, ale nie mogę też twierdzić. Niech ten, kto w rzeczach tak niezwykłych posunął się nie do domysłu czy intuicyi, ale do twierdzenia, wyłoży to raz wreszcie jasno i uniwersalnie. Dotąd nikt tego nie uczynił, więc wątpię, czy uczyni kiedykolwiek.