Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Zaś w geometryi wypada liczyć i mierzyć i to bezwzględnie i okrutnie. Trud ten wymaga wysiłków. Ale my nad trudy przenosimy — marzenia.

(D. Ph.)

Istnieją wszelakie postaci niewiadomości dobra i zła — najlichszą jednak jest ignorancya krytyków.
Jak wiadomo, krytykowi odparcelowano podwójną miarę słuszności: jako istocie, która sądzi i tej, która twierdzi, wzamian, w imię sprawiedliwości; po dwakroć są warci powroza, kiedy błądzą...
Co do mnie, nie umiałbym powiedzieć, jaki jest mego bytu początek, czyli jak się stało, że jestem, jaki jestem. Przez czwartą część żywota byłem papugą, której papugi bliźnie gwizdały tego świata porządek. Ale gdym spojrzał dokoła, zrozumiałem, że coś niecoś z wieczności musi być jednak pochwytne i jadalne. W ten sposób pierwszy krok od niewiadomości wyprowadził mnie już za rubież czasu i miejsca. Lecz gdy przyszła ochota błądzić dalej szlakami nieskończoności, odebranem mi było poznanie rzeczy i kierownika... I stało się, że w drodze do tego, co jest wieczne, runąłem znowu w truchlę Niepoznawalnego.
O... muchy jednodniowe, towarzysze bractwa pod wezwaniem jednego „Nie Wiem“! Za kotarą, w maleńkich zaściankach ducha odczuwacie, być może, jako ja, swoją nicość. Ale wychodząc z krużganków na światło dzienne, żądacie, ażeby wszystkie systemy waszej próżności zostały uznane i pochwalone. Nie