Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/197

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

państwowego interesu, — wymordowanie całej rodziny Calasów, a bodaj i Lavaisse’a — nie dała się teraz pomyśleć i była nie do przyjęcia — chyba w deliryi i paroksyzmach ostrego szału.
Położenie było bez wyjścia. Nie mógł parlament trwać przy starej konstrukcyi oskarżenia, nie mógł tworzyć i nowej. Na pierwsze brakło już odwagi, na drugie — materyału. Nie wyłamano kotem ani jednego faktu. Parlament poświęcił, wydał na rzeź Jana Calasa. Tak wyglądała sprawa i to jedno prawdziwe miała oblicze.
Wreszcie, gdy czas naglił, sąd, jak na torturze, z rozpaczliwej konieczności wydania jakiegoś wyroku, popełnia akty dzikie, nierozważne, pełne fałszu i trwogi.
Więc feruje na początku wyrok, uwalniający wszystkich oskarżonych.
Ale jeden z sędziów przypomina innym, że wszyscy oskarżeni, nie wyłączając straconego ojca, byli w godzinę śmierci M. Antoniusza nierozłączeni. To stwierdziło śledztwo. Są tedy albo wszyscy winni, albo wszyscy niewinni: Zaklęty krąg, nakreślony ręką Capitoula Dawida! Logiczna figura takiego wyroku w prostej linii podkreśla przedewszystkiem niewinność Jana Calasa. Sąd przyznaje się do zbrodni i bezrozumu.
Wtedy parlament postanawia wyrok drugi, mający wszakże to samo znaczenie. Więc zwalnia wdowę Calasa, Lavaisse’a, uniewinnia służącą Jo-