Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale sąd parlamentu nie mógł się składać z samych tylko łotrów.
I dlatego spodziewali się śmierci.
Nie mogli sobie poprostu wyobrazić, że i nikczemność ulega prawom zawściągu, że sąd trzynastu, których większość była niewątpliwie ciemna, tchórzliwa, zależna od gminu, mając do wyboru uratowanie zasady albo własnej egzystencyi, rozumować zechce trzeźwiej, w każdym razie — samolubniej.
To jedno było pewne, ale już po sprawie, że męstwo Jana Calasa uratowało życie jego rodzinie i Lavaisse’owi. Dalsze wypadki i sposób wyrokowania parlamentu nie pozwalają wątpić, że całą sprawą od początku do końca kierowało duchowieństwo.
„Dominikanin o. Bourges wszedł do mojej celi i groził mi taką śmiercią (ojca), jeżeli herezyi nie odwołam, na co wobec Boga przysięgam. Przyznaję, że opanował mnie mroźny „lęk na myśl o tak okropnym końcu“ (Dekl. P. Calasa)“.
Podobnie postępuje sąd, wzywając Piotra Calasa i grożąc mu śmiercią, jeżeli nie wyzna prawdy.
Że parlament nie mógł wykonać swej groźby, to już nie stanowiło zasługi ani parlamentu, ani duchowieństwa.
Jedyna cena, za jaką można było się teraz, po zakatowaniu starego obywatela, utrzymać na powierzchni prawdopodobieństwa motywu, prawno-