Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy nastąpił dla niej on wiek, kiedy niewiasty mądre zmieniają tron miłości na tron powagi, zapragnęła p. de Grancey — czytać...
Pierwszy wprawił ją w zachwyt młodzieńczy — Racine, znany jej dotąd tylko z teatru. Potem przyszła kolej na Montaignea, który ją podbił czarem wątpienia... Czytając Wielkich Ludzi Plutarcha, dziwiła się p. Grancey, że nie napisał on historyi wielkich kobiet...
Ale pewnego razu zastał ją ks. de Chateauneuf przy tualecie w purpurze gniewu i złości.
A gdy ją dwornie zapytał o powody, usłyszał co następuje:
— Czytałam — mówiła podniesionym głosem rzecz straszną... W pokoju moim od kilku dni leżała książka, zdaje się listy — zbiór listów... Otwieram i czytam: „niewiasto! bądź poddanką twego męża.“ Czy pan rozumie; „poddanką!“
— Listy Pawła z Tarsu — rzekł ks. de Chateauneuf z uśmiechem — takażto bezecna książka?
— Nie wiem... Ale wiem, że autor jest brutalem. Nigdy w tym tonie nie pisał do mnie mój mąż, marszałek. Czy on był żonaty, ten... Paweł?
— Tak jest.
— Wyobrażam sobie katusze jego żony. Gdybym miała takiego męża, skruszyłby na mnie zęby. Poddanka! Gdyby jeszcze powiedział: „bądźcie dobre, oszczędne, słodkie“ — znamionowałoby to bądź co bądź mężczyznę, który wie czego chce... Ale „pod-