Strona:Voltaire - Refleksye.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tenduje ani o tak wyjątkowo szeroką miednicę, ani o siedzenie o tak poważnych i skończonych kształtach, jak te, które zdobią niewiastę.

(D. Ph.)

Kardynał Mazarin mawiał często, że kobietom można byłoby powierzyć losy państwa, gdyby nie obawa, że podścielą się pod nogi jurnych a głupich samców, niezdolnych do rządzenia — kurnikiem. Ale kobieta, jako taka, sama przez się, panować potrafi.
Zresztą historya połknęła i strawiła niejedną dynastyę złych króli masculini generis.

(D. Ph.)

Pani de Grancey, żona marszałka Francyi, należała pono do najciekawszych kobiet swej epoki.
Opowiadał mi o niej ksiądz de Chateauneuf.[1]
Nigdy pani de Grancey nie poniżała się do kłamstwa, nigdy też nie popełniła czynu, który musiałaby przepłacić zakłopotaniem, rumieńcem, rozdarciem.
Kochankowie marszałkowej wielbili ją jako wzór kobiety i kochanki, przyjaciele otaczali ją najczulszą troskliwością, mąż — zadawalał się szacunkiem.

Czterdzieści lat upłynęło pięknej i wyniosłej pani na przyjemnostkach i rozrywkach, którym się tak poważnie oddają kobiety.

  1. Ojciec chrzestny Voltairea.