Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w dzienniku, że jest przekupiony przez Yankesów i z tego powodu chce nam narzucić ich obyczaje i ustrój polityczny. Napiszę, że otrzymał z Waszyngtonu na cele propagandy 3 miljony dolarów! jeżeli to mało, powiem 5 miljonów — to nic nie kosztuje... dodam jeszcze, że własnemi oczyma widziałem, jak mu te pieniądze wręczano! Napisałem istotnie to wszystko i wiele innych jeszcze rzeczy podobnie prawdziwych. Nie należało przecież dać się prześcignąć w tym względzie dziennikarzom miejscowym, umiejącym łgać ze zdumiewającą wprost bezczelnością.

IV.

Zwolennicy Castilleja radzili mu:
Generale, skoro ten inżynierek tak Panu zawadza, rozkaż Pan tylko nam, abyśmy Cię od niego uwolnili — nic łatwiejszego...
Naiwni! czyż ten człowiek potrzebował rad podobnych? Wielu już ludzi niedogodnych dlań znikło w sposób zagadkowy, a oszczercy twierdzili, iż tylko on jeden wiedział gdzie byli: wszyscy pod ziemią.
— Ale dajcież spokój — protestował Castillejo — kandydaci wojskowi oskarżyliby w tej chwili rząd o zamordowanie inżyniera. Ci sami, co dzisiaj kpią sobie z niego, wielbialiby go jako męczennika idei! Nie! nie warto o tem myśleć.
Spojrzawszy na generała, odgadłem jednak, że w tej chwili myślał o tem więcej, niż kiedykolwiek — a zdradzał go wyraz twarzy, dający wiele do myślenia. Nie napróżno mówiono o nim: Castillejo to straszny człowiek, nie daj Boże mieć w nim wroga... Jeden z jego bliskich przyjaciół, towarzysz nocnych hulanek, zdradził przedemną tajemnicę generała.