Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spojrzał znowu na zegar: pierwsza!
— To było o tej samej porze, — powiedział mi bez wstępu, przechodząc nagle od myśli do słów, jakgdyby kończył niemy monolog, „Temu cztery miesiące...“
I podczas gdy mówi, przed oczyma memi staje widomie noc ciemna, dolina zasypana śniegiem — w głębi ośnieżone góry, na zboczach rozrzucone jawory i sosny. Z gałęzi wiatr strząsa puszystą okiść. Widzę również ruiny folwarku, a wśród tych ruin ostatnich żołnierzy tylnej straży serbskiej dywizji, cofającej się w stronę Adryatyku.

III.

Przyjaciel mój dowodzi tym oddziałem, który był kompanją wojska — a stał się gromadą rozbitków. Do żołnierzy przyłączyli się chłopi, ogłupieni prześladowaniami i nieszczęściem, poruszający się jak automaty, których z miejsca ruszyć można jedynie gwałtem. Kobiety zawodzą żałośnie, wlokąc za sobą gromadę dzieci, inne wielkie, czarne i kościste, milczą zawzięcie i zabierają trupom ich karabiny i ładownice.
Z ruin folwarku błysnął jeden strzał. Z mroku odpowiadają mu inne błyski śmiertelne. W powietrzu brzęczą pociski — niewidzialne ćmy nocne.
Zrana chmura wrogów zaatakuje spalony folwark, — garstka tylnej straży oporu stawić nie może. Kto się kryje w mroku nocy?: Niemcy, Austrjacy, Bułgarzy czy Turcy? któż to odgadnie? jest ich tylu!
— Musieliśmy się cofnąć w góry, — ciągnął Serb dalej — porzucając wszystko, cokolwiek odwrót nasz opóźnić mogło. Przed świtem należało być już w górach.
Długie szeregi kobiet, dzieci i starców, unoszących cały swój dobytek, znikły już w mroku nocy. W folwarku pozostali tylko żołnierze tylnej straży. Jedna jej część rozpoczęła z kolei odwrót.