Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/152

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tem zamykają się kawiarnie i restauracje. Gromadka nasza stanęła na chodniku niezdecydowana — publiczność wychodząca z teatru szybko znikała w mroku nocnym, zaledwie rozświetlonym słabym płomykiem nielicznych przyćmionych latarń. Niespokojny wzrok zwraca się w górę. Niegdyś na ciemnem sklepieniu nieba migotały jedynie gwiazdy: teraz może się na niem nagle ukazać smuga światła, zakończona długim,, żółtawym jak bursztynowe cygaro-Zeppelinnem... Jest nas czterech: literat francuz, dwóch oficerów serbskich i ja. Dokąd iść w tym Paryżu bez światła, — w którym wszystkie drzwi są zamknięte?... Jeden z Serbów wskazuje nam elegancki bar pierwszorzędnego hotelu, otwarty nadal dla gości. Wszyscy oficerowie, mający zamiar spędzić noc bezsenną, wchodzą tam jak do domu. Jest to sekret, którego sobie udzielają wojskowi różnych narodowości, gdy mają kilka dni spędzić w Paryżu.
Wchodzimy do rzęsiście oświetlonej sali. Przejście z mroku ulicy do tego hallu, mającego pozór wnętrza olbrzymiej latarni, z mnóstwem luster, odbijających światło elektrycznych żyrandolów jest tak nagłe, iż zdaje się nam, żeśmy odmłodzieli o dwa lata. Strojne i umalowane kobiety, szampan, skrzypce jęczą melodję murzyńskiego tańca, nadając jej sentymentalny charakter czułych romansów... to widowisko z czasów przedwojennych, od któregośmy już dawno odwykli. Ale między obecnymi mężczyznami niema ani jednego „cywila”.
Widzimy tylko mundury — francuskie, belgijskie, angielskie, rosyjskie czy serbskie, zakurzone i ciemne. Zamiast cyganów w czerwonych kurtkach — orkiestra oficerów angielskich, dziękujących uśmiechem, odsłaniającym zdrowe zęby, publiczności za oklaski. Kobiety wskazują palcem na jednego z grajków, powtarzając jego nazwisko:
To syn znakomitego lorda, słynnego zarówno za