Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z moich przodków, nie mniej od tych, co się wywodzą od krzyżowców.
Odpowiedział jej powszechny wybuch śmiechu i młode dziewczęta zapomniały o obecności staruszki.
Ta miała ochotę odejść. Nie lubiła podobnego towarzystwa. Nie chciała jednak urazić wnuczki...
Przenosząc się stopniowo z jednej otomany na drugą, wymknęła się wreszcie niepostrzeżenie do sali jadalnej. Nabrawszy odwagi, zapuściła się do przyległego korytarza. Tu natknęła się na pokojówkę, biegnącą do salonu z gorącą wodą do herbaty. Stara powitała ją przekleństwem:
— Gęś! brzydal!
Ulżywszy sobie w ten sposób, zeszła po schodach na dół i znalazła się w kuchni.
Tam dopiero, bardziej niż w salonie, podziwiała zamożność wnuczki.
Kucharka czuła się w obowiązku czynić jej honory domu. Postawiła na stole butelkę i dwie szklanki. Gdy ją wypróżniły, rozwiązały się języki, i obie kobiety zaczęły sobie opowiadać wzajemnie o swoich strapieniach. Kucharka wydobyła z kieszeni fotografję i pocałowała ją, pokazując starej:
— Mój syn jest strzelcem alpejskim „niebieskim djabłem“, jak ich nazywają — znajduje się teraz w Wogezach.
Stara, ażeby nie pozostać dłużną, wydobyła również z zanadrza fotografję żołnierza.
— Zabili mi mego chłopca! ale obecnie grywa co wieczór w kinie...
Kucharka poruszyła się niespokojnie na krześle; — stanowczo ta stara była obłąkaną, — miała rację pokojówka. Ale to babka Pani...
Aż do pory obiadowej przekupka pozostała w tym raju, którego niezrównane piękności mogła podziwiać dowoli. Kiedy znalazła się znowu w sali jadalnej przy olbrzymim stole, mając naprzeciw siebie