Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sze. Nagle uczula, że ją ktoś z tyłu chwyta za ramiona. Przy chodniku stało auto, z którego wysiadła elegancka dama, uśmiechnięta wesoło.
— Babciu! Babciu!
Pierwszą rzeczą, jaką zauważyła stara, było to, że tancerka miała na sobie czarną suknię... Oczywiście żałoba jej była nieco przesadna, a nawet krzycząca, ale ostatecznie nosiła żałobę po kimś, a tym kimś mógł być jedynie jej brat, Albert.
Stara uczuła się delikatnie popchniętą przez furtkę, którą otwarła pokojówka.
Chciała spiorunować bezczelną subretkę wzrokiem i dodać parę soczystych epitetów, ale ta stała, spuściwszy oczy, ogromnie zmieszana.
Stara nie mogła się dość nadziwić, przebiegając salony tancerki. Wyrobiła sobie o zbytku zupełnie inne pojęcie. Sądziła, że znajdzie okazałe, masywne fotele i kanapy zamiast tego ujrzała wszędzie niskie otomany i poduszki, rozrzucone na podłodze. Mebelki zaś wydawały się tak kruche i filigranowe, że bała się ich dotknąć, aby się nie połamały. Tapety na ścianach i firanki w oknach miały również barwy tak dziwaczne i wzory tak zawiłe, że wywoływały zawrót głowy.
Zaledwie wymówiła imię Alberta, gdy wnuczka posmutniała nagle.
— Tak płakałam po jego śmierci — przemówiła z oczami wilgotnemi od łez. — Nie rozumieliśmy się coprawda, widywałam go rzadko, on nie mógł zrozumieć mego sposobu życia, ale mimo wszystko kochałam go szczerze. Mówiąc to, wzięła fotografję ze stolika umieszczoną na honorowem miejscu, i pocałowała ją. Była to fotografja Alberta.
— I ludzie pozwalają sobie mówić, że Julietta była tem i owem, z racji jej zawodu i sposobu życia... Jedno tylko było pewnem — że Julietta ma złote serce. Zapał staruszki ostygł nieco, gdy zobaczyła,