Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/131

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czas tamtej wojny, miałam lat 25. Mąż mój był gwardzistą narodowym, a ja — markietanką w jego bataljonie. W jednej z wycieczek przeciwko prusakom mąż został raniony i ja uratowałam mu życie, ale pozostał inwalidą — odtąd musiałam pracować za dwoje, aby wyżywić męża kalekę i córkę jedynaczkę. Mąż mój nie żyje. Córka również umarła, pozostawiwszy mi dwoje wnucząt.
Zamilkła na chwilę, aby się przekonać czy jej słuchają. Policjant stał wyprostowany i milczący obok fotelu komisarza, który pogwizdywał zcicha i bawił się dalej nożem do papieru, spoglądając na sufit.
— Moja wnuczka, Julietta — mówiła dalej stara, niezrażona tym brakiem zainteresowania — tańczy w teatrach i jest sławną. Pan komisarz musiał często widzieć jej portrety w dziennikach i na afiszach teatralnych. Widuję ją bardzo rzadko. Pewnego dnia, gdy popychałam przed sobą mój wózek, jakieś auto omal mnie nie przejechało. Wyobraź pan sobie, panie komisarzu, że ona dowiedziawszy się o tem, płakała i wyrzucała mi, że nie chcę zamieszkać u niej i upieram się sprzedawać jarzyny tak samo jak wtedy, kiedy ona i jej brat byli jeszcze dziećmi. Ale, nieprawdaż panie komisarzu, każdy jest tem, czem go Pan Bóg stworzył. Nie lubię próżniactwa. Czy nie mam racji, panie komisarzu?
Komisarz przestał gwizdać i spojrzał na starą z pewnem zainteresowaniem. Musiał znać jej wnuczkę — tancerkę. Miał ją o coś zapytać, lecz stara ciągnęła dalej.
— Moim ulubieńcem był zawrze wnuk mój Albert, robotnik, który bardzo lubił książki. Bywałam u niego codziennie, pomagałam jego żonie w gospodarstwie i bawiłam się z jego synkiem — moim prawnukiem. Pomyśl pan tylko, jak byłam szczęśliwy, bawiąc się z prawnukiem!
Och! piękne dni pokoju. — Wyobraź pan sobie,