Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Meksyk.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Zdaje mi się, bracie, żeś go zabił — rzekł do Rozalinda towarzysz.
A że był to człowiek doświadczony, radził mu uciekać do Chili, jeżeli nie miał ochoty otrzymać bezpłatnego wiktu i mieszkania na lat kilku w więzieniu salteńskiem. Wszystkie kobiety i gauchosi widzieli doskonale, jak Rozalindo pchnął nożem przeciwnika, co gorsza, sam nóż jako corpus delicti pozostał na miejscu bójki.
Ucieczka jednak nie było rzeczą łatwą. Należało przebyć „parów Djabelski” i puścić się następnie stromą ścieżką, prowadzącą przez góry do wybrzeży Oceanu Spokojnego, do miejscowości, zwanej El Paposo. Wielu Chilijczyków, chroniących się przed sądami swego kraju, odbywało tę drogę. Rozalindo, powinien był przebyć ją w odwrotnym kierunku.
Przed odejściem morderca chciał wstąpić do zajazdu, w którym pozostawił swego konia, ale skoro się zbliżyli, policja już tam była, spisując rzeczy, winowajcy, w oczekiwaniu, że on sam wpadnie w zastawioną pułapkę.
— Trzeba uciekać, mój bracie — radził Rozalindzie towarzysz.
Po namyśle uznał, że droga najkrótsza do prowincji Copiapó którą poprzednio radził, nie była bezpieczną. Drogą tą jeździli często mulnicy, a policja mogła na niej łatwo przytrzymać zbiega. Ponieważ Rozalindo nie posiadał już konia, lepiej będzie dla niego udać się drogą trudniejszą i bardziej niebezpieczną, uczęszczaną jedynie przez pieszych. Droga ta przedstawia inne? leszcze korzyści: prowadzi do chilijskich kopalń saletry gdzie niema nigdy dość robotników i łatwo o zarobek.
Szlak ten prowadził przez „Despoblado” (odludzie) i pustynię Atakama. Rozalindo znał ją z opowiadań — straszliwą była ta pustynia, gdzie ludzie i zwierzęta ginęły z pragnienia lub zimna, a niekiedy bywa-