Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jemności, które, posiadając niewielkie maszyny, mogły po niskiej cenie przewozić ładunki, po jakie dążyły we wszystkie strony swata.
— Będąc więc niewolnikiem wyższości swego statku i walcząc przeciw niej stale, Ferragut dokładał wszelkich wysiłków, by żegluga nie przynosiła mu strat zbyt wiele. Wszystkie morza planety oglądały kolejno „Marę Nostrum“. Dzięki niemu flaga hiszpańska powiewała w portach, jakie jej nigdy przedtem nie oglądały.
Podróże te jednak, któreby niegdyś przejmowały Ferraguta zachwytem, obecnie stały się dlań gorzkiem rozczarowaniem. Po opłaceniu kosztów, przy najzajadlejszej oszczędności w wydatkach, ledwie drobne kwoty przypadały w udziale właścicielowi statku. A transportowce stawały się coraz liczniejsze, obniżając coraz ceny frachtów.
W czasie jednej z takich bezowocnych wypraw, gdy Ferraguta bardziej niż kiedykolwiek ogarnęło zwątpienie, niespodziewana wiadomość zmieniła nagle cały stan rzeczy. „Mare Nostrum“ z ładunkiem argentyńskiej kukurydzy i wiązkami suchej lucerny dobiło właśnie do Teneryfy. Toni wrócił z urzędu portowego, dokąd się udał celem zawizowania dokumentów okrętowych.
— Wojna! — zawołał, ledwie wstąpiwszy na pokład.
Ulises, przechadzający się po pokładzie przyjął wiadomość tę obojętnie. „Wojna? Co za wojna?“ Dowiedziawszy się jednak że Niemcy i Austrja wszczęły akcję zbrojną przeciw Francji i Rosji, oraz że Anglja interwenjuje w obronie Belgji, kapitan zaczął snuć wnioski polityczne z owych powikłań. O niczem innem nie myślał.
Toni, mniej bezinteresowny, począł mówić o przyszłości statku.
— Koniec naszej nędzy! Koniec trzem szylingom za tonę, przewiezioną z jednej półkuli na drugą! Już o tych cenach nie usłyszy się nigdy,