Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słabem falowaniem. Były to jakby wielkie sale morskie, gdzie statki zapuszczać mogły kotwicę, kryjąc się tak przed oczyma ludzkiemi. Tam to Berberowie chowali niegdyś swe galery, by znienacka napadać na bliskie wioski.
W jednej z tych grot Ulises spostrzegł pewnego razu stos pak, złożonych na skalnym cokole.
— Chodźmy stad! — rzekł doń doktór. — Każdy zarabia, jak może.
Napotykając gdzieś po drodze samotnego karabinjera, wspartego na lufie i poglądającego na morze, doktór częstował go cygarem lub doradzał mu coś, jeśli tamten się skarżył na jakieś dolegliwości. Biedni ludzie! Tak licho płatni!... Ale prawdziwą sympatją otaczał tamtych, przeciwników prawa. Był bowiem prawym synem owego morza Śródziemnego, gdzie wszyscy, bohaterowie czy marynarze, potrosze byli korsarzami i przemytnikami.
Korsarstwo i przemytnictwo: istotnie w tem streszczała się przeszłość wszystkich owych wsi nadbrzeżnych, jakie zwiedza! Ulises. Stare kościoły wieńczyły się blankami, a mury ich podziurawione były strzelnicami... Tam-to chroniła się ludność, gdy dymy strażnicze obwieszczały im, że na brzeg wylądowali korsarze algierscy. Wzdłuż pobrzeża przylądka ciągnął się łańcuch czerwonych wieżyc; z każdej z pośród nich widać było dwie inne na widnokręgu. Linja ta ciągnęła się ku południu aż do cieśniny Gibraltarskiej, a ku północy — aż do Francji.
Doktór widywał podobne im wieżyce na wszystkich wyspach zachodniej połaci morza Sródziemnego, u brzegów Neapolu i na Sycylji. Było to dziedzictwo wojen tysiącletnich, walki trwającej od dziesięciu stuleci pomiędzy Maurami a światem chrześcijańskim o władztwo nad błękitnem morzem; walki korsarskiej, w czasie której ludzie z ponad morza Śródziemnego — róż-