Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rał barwy miedzi... i głowa pływaka, prychając i parskając, wynurzała się wreszcie na powierzchnię; ramiona się prostowały, ofiarując chłopcu cały swój zbiór podmorski, a tymczasem potężny głos rozkazywał:
— A teraz na cię kolej!
Próżno się było opierać. Stryj lżył go okrutnie lub przypochlebnie uspokajał, zapewniając bezpieczeństwo. Malec nie wiedział dobrze, czy za pierwszym razem on sam skoczył do wody, czy też stryj go siłą z łodzi wyciągnął. Lecz gdy minęło już pierwsze wrażenie, zdawało mu się, jakgdyby przypominał sobie ruchy zapomniane. Pływał instynktownie, zgadując, co robić powinien, nim nawet nauczyciel zdołał go o tem pouczyć. Ocykały się w nim doświadczenia, nawyki przodków.
Aż nagle myśl, że tam pod nim istniał świat cały, mąciła mu spokój ducha. Czuł, że wyobraźnia go ciągnie, nakształt kuli armatniej, ku głębiom.
— Stryju!... Stryju!...
I przywierał konwulsyjnie do owej wyspy z muskułów, brodatej i uśmiechniętej. Stryj wynurzał się z wody, nieruchomy, jakby kamienne jego stopy w spierały się o dno...
Tak im schodziły poranki na łowieniu ryb i na pływaniu... Potem, po południu, szli na przechadzki na nadbrzeżne skały urwiste.

Doktór znał równie dobrze wyniosłość przylądku, jak i głębie, jakie go otaczały. Ścieżkami kozic skalnych prowadzał malca na szczyty, skąd można było dostrzec wyspę Ivicę.[1] O wschodzie słońca odległa ziemia Balearów wyglądała stamtąd, jak róża, wynurzająca się z wody. Niekiedy znów szli na przechadzkę u stóp skalistych urwisk. Tryton pokazywał bratankowi zapomniane groty, gdzie bałwany morza Śródziemnego odbijały się

  1. Pomiędzy cyplem Nao a wyspą Majorką.