Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/312

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

w wyrazie twarzy malowała się pewność, jaką daje spełnienie obowiązku. Oficer, który miał odczytać wyrok, podniósł głos, usiłując się zdobyć na spokój; „Na śmierć!“ Freya skazana została na rozstrzelanie; motywów nie brakło: informacje, dostarczone nieprzyjacielowi, a które pociągnęły za sobą śmierć tysięcy ludzi; statki storpedowane na mocy wiadomości, jakie dzięki niej posiadano... Tyle rodzin przez nią zostało bez obrońców.
Freya poruszała zlekka głową, słuchając, jak wyliczano jej własne winy; po raz pierwszy zdała sobie sprawę, jak były olbrzymie; przyznawała w duchu, że ta straszliwa kara nie będzie niezasłużoną. Ale jednocześnie ufała w jakieś wspaniałomyślne przebaczenie, w łaskę, płynącą z galanterji męskiej... bo przecież tu o nią chodziło.
Usłyszawszy wyrok, krzyknęła i, blada śmiertelnie, wsparła się na ramieniu adwokata.
— Nie chcę umierać! Nie powinnam umierać! Jestem niewinna!
Krzyczała, że jest bez winy, ale ów rozpaczliwy wybuch instynktu zachowawczego nie stanowił byt żadnego dowodu... Jak ktoś, chwytający, się ostatnich desek zbawienia, chciwie słuchała rad obrońcy. Była jeszcze możność odwołania się do łaski: może prezydent Republiki zechce się ulitować? I podpisała rekurs w nagłym przypływie ufności. Adwokat złożył wizyty niektórym ze swych kolegów, zajmującym podówczas wybitne stanowiska polityczne i uzyskał zwlokę dwumiesięczną w wykonaniu wyroku. Wbiła mu się w mózg chęć uratowania klientki. Całą swoją energję, wszystkie swoje wpływy wyzyskał, by tego dopiąć.
„Zakochany! Zakochany jak i ty!“ — mruknął nad uchem Ferragutowi czyjś szyderczy głos.
Dzienniki zaprotestowały przeciw temu odwlekaniu wyroku. Nazwiskiem Frei Talberg poczęto żonglować jako dowodem słabości rządu. Zwłaszcza kobiety były nieubłagane.