Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/300

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Dała mi ten papier, na którym napisała parę słów ołówkiem na ulicy. Zobaczy pan co tam mówi. Ja nie obciąłem patrzeć.
Ferragut, ledwie wziąwszy papier do ręki, poznał pismo Frei; wydało mu się tylko, że pisząc była bardziej zdenerwowana i bardziej wzruszona, niż zwykle. Były tam tylko cztery słowa: „Żegnaj! Śmierć mnie czeka!“
— Kłamstwo! Wiecznie kłamstwo! — rzekł sobie w duchu Ulises i podarł papier.\
W ciągu całego przedpołudnia był potem chmurny i o czemś zamyślony. Obowiązkiem jego było zapobiec owym machinacjom szpiegini. Skoro ona tu była, wszystkim okrętom, stojącym w porcie na kotwicy, groziło niebezpieczeństwo. Nawet „Mare Nostrum“ może się narazić na atak nieprzyjacielski, gdy tylko wypłynie z Brestu.
Nie mogąc jednak się zdecydować na zadenuncjowanie swej dawnej kochanki, Ferragut postanowił sam ją obserwować i popołudniu zeszedł na ląd.
Przebiegł wszystkie restauracje i miejsca zabaw dzienne i nocne, dowiadywał się we wszystkich hotelach, zwiedzał wynajętym umyślnie powozem wszystkie najbardziej malownicze punkty okoliczne. W ciągu czterech dni przeprowadzał zaciekłe poszukiwania bez żadnego zresztą wyniku.
Zaczął się wkońcu zastanawiać, czy Caragol istotnie spotkał był Freyę. Może zaprószył głowę, wracając na statek i cała historia przywidziała mu się poprostu. Ale przecież wręczył mu kartkę z jej pismem.
Zasypał Caragola pytaniami i ostatecznie wyświetlił sprawę.
— Była na wyjezdnem. Może tego dnia właśnie wyjechała istotnie... Spotkaliśmy się przecież tylko przypadkiem.
Musiał więc zaniechać poszukiwań. Tymczasem przeróbka statku została zakończona. W ła-