Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Szklane drzwi oparły się pociśnięciu, być może dlatego, że zbyt silnie naparł na klamkę... Wściekły więc, kopnął nogą dolną drewnianą część skrzydła. Drzwi rozwarły się pod tem pchnięciem. Co za wspaniałe wejście!... Ferragut ujrzał dym, obłoki dymu, poprzez które widać było krwawe gwiazdy trzech zapalonych przed chwilą elektrycznych świeczników i sylwety mężczyzn dokoła niektórych stolików. Gramofon darł się przez nos, jak starzec bezzębny. Poza ladą stal Hindenburg, w rozchełstanej koszuli, z zawiniętemi na potężnych ramionach rękawami.[1]
— Ja jestem kapitan Ulises Ferragut.
W bajkach wschodnich istnieją takie słowa czarodziejskie, na dźwięk których miasta całe zapadają w martwotę, ludzie i zwierzęta zastygają /w pozach, w jakich spadł na nich ów wyraz przepotężny. Słowa Ferraguta wywarły podobne wrażenie.
Zapadła głęboka cisza. Ci, co zdziwieni brzękiem tłukących się szyb, poczęli odwracać głowy, zastygli teraz w półobrotach; inni, zwróceni twarzą ku Ulisesowi, trwali tak dalej, wpatrując się weń nieruchomo; jeszcze inni wreszcie wytrzeszczyli oczy w zdziwieniu, jakby na widok rzeczy, nie podobnych do wiary. Gramofon umilkł nagle. Hindenburg, który właśnie wycierał kufel, kamieniał w miejscu ze ścierką w ręku, wepchniętą w szklaną banię.

Ferragut podszedł i usiadł przy jednym z niezajętych stołów, plecami wsparłszy się o ścianę. Służący, jeden jedyny na całą szynkownię, podbiegł, by się zapytać, czego sobie „seńor“ życzy. Był to Andaluzyjczyk drobny, żwawy, rzucony losem na bruk Barcelony. Obsługiwał klijentów, najzupełniej dla nich obojętny, nie dbając ani o ich śpiewy ani o ich rozmowy. „Nie wtrącał się do polityki!“ Przywykły do zakładów, gdzie bywają

  1. Przypis własny Wikiźródeł Pomyłka w składzie. Tak powinien brzmieć tekst wg. wydania Vicente BLASCO IBAÑEZ MARE NOSTRUM (NOVELA) PROMETEO Gemanías, 33.—VALENCIA (Published in Spain) Copyright 1919, by V. Blasco Ibáñez.