Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kryjąc się z tem przed doktorką. Nienawidzę jej odtąd! Szczyciła się odniesionem zwycięstwem, tyś jej już był zupełnie obojętny. Nie istniałeś już dla niej: już się tobą nie mogła posługiwać... Następnie przyjechałyśmy do Barcelony; miesiące całe, całe długie miesiące żyłam tu tylko myślą o tej chwili, gay cię wreszcie zobaczę.
Cała jej miłość skupiła się teraz w oczach. Twarz, mimo skaleczenia, wypiękniała nagle w wyrazie uczucia, pełnego uległości i pokory.
— Osiadłyśmy tu, w domu pewnego elektrotechnika Niemca, przyjaciela doktorki. Ona podróżuje niemal ciągle; byłam więc wolna; podczas przechadzek instynktownie niemal kierowałam się zawsze ku portowi. Łudziłam się nadzieją, że zobaczę twój statek. Czułam, jak wszyscy marynarze stają mi się sympatyczni: zdawało mi się, że dostrzegam w nich coś, co mi ciebie przypominało... „Kiedyś go wreszcie zobaczę“, mówiłam sobie. Wiesz, że miłość jest egoistyczna; pod jej wpływem zapominałam niemal o śmierci twego syna... A wreszcie nie ja przecież jestem istotną winowajczynią: to oni, nie ja! Okłamali mnie, jak i ciebie... „Zobaczę cię i jeszcze będziemy szczęśliwi!...“ Ach, gdyby ten dom mógł przemówić... ta kanapa, na której tylekroć razy marzyłam o tobie... Zmieniając kwiaty w wazonach, łudziłam się myślą, że przyjdziesz; gdym siedziała przed lustrem toalety, zdawało mi się, że to dla ciebie chcę być piękną... Mieszkałam przecież w twej ojczyźnie, nie mogłeś był tu się nie zjawić. Nagle cały raj, jakim sobie wymarzyła, rozwiał się w niwecz. Otrzymaliśmy tu, już nie wiem jaką drogą, wiadomość o aresztowaniu von Kramera, a jednocześnie dowiedzieliśmy się, że to ty go wydałeś. Doktorka wywarła swój gniew na mnie, mnie obwiniając o wszystko. Przezemnie cię przecież poznała; dość jej było tego, by na mnie się oburzać. Wszyscy z naszych ludzi zaczęli mówić o twej śmierci, życząc ci, byś zginął w najstraszliwszych męczarniach...