Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/234

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
W BARCELONIE.

W cztery miesiące potem, po trzech nowych podróżach do Salonik, „Mare Nostrum“ zarzuciło kotwicę w Barcelonie. Miano tu naładować sukno dla armji serbskiej i poszczególne towary dla wojsk koalicyjnych na Wschodzie.
Godząc się na ów fracht, Ulises myślał nietylko o spodziewanym zarobku; uśmiechała mu się myśl odwiedzenia Barcelony. Od pewnego czasu myślał niejednokrotnie o Cincie, nie by żywić miał dla niej tę samą miłość, co wprzódy, lecz że wyrzuty sumenia... i oddalenie pozwalały mu dokładniej ocenić wysokie wartości słodyczy charakteru i uległości towarzyszki życia. Bądź co bądź Cinta była jedyną prawdziwie kochającą go kobietą. Czyż więc nie należało dążyć do pojednania!
Cinta powitała męża bladym uśmiechem. Bunt w niej widocznie ustąpił miejsca cichej rezygnacji. Małżonka, jak się zdawało, chciała, by niepamięć pokryła okrutne jej słowa, podsunięte jej wówczas przez rozpacz; pragnęła zagładzić wspomnienia owej sceny, gdy stanęła przed mężem jako oskarżycielka.
W ciągu kilku dni miał też Ferragut wrażenie, jakoby wróciły znów te czasy, gdy jeszcze nie kupił był „Mare Nostrum“. Jako żona chrześcijanka, Cinta opiekowała się nim i była mu po-