Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Mare nostrum.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wyjął z kieszeni papier i chciał go ponieść do ust. Ale w tejże chwili murzyn chlasnął okropnie kijem i ręka ujętemu zwisła bezwładnie. Chcąc stłumić okrzyk bólu, szpieg zagryzł wargi.
Papier upadł na ziemię; wszystkie ręce wnet poń sięgnęły. Podoficer jakiś go rozwinął. Był to kawałek cienkiej bibułki: wyrysowany był na niej kontur morza Śródziemnego; morze podzielone było jak szachownica na kwadraty; w środku każdego z nich był numer porządkowy. Kwadraty były więc odcinkami pola walki; numery służyły do zawiadamiania statków podwodnych telegrafem bez drutu, gdzie czekać mają na okręty sojusznicze, by je tam móc storpedować.
Inny podoficer wyjaśnił pospiesznie najbliższym sąsiadom doniosłość wykrycia. „Tak, to szpieg!“ Oświadczenie to przyjęte zostało z uniesieniem: udało się polowanie! Ale jednocześnie zbudziła się żywiołowa żądza pomsty, pod której wpływem tłum wpada zawsze we wściekłość.
Najzajadlejsi byli majtkowie: oni to istotnie narażeni byli najbardziej na ataki statków podwodnych. „A, bandyta!“ I szpieg zachwiał się pod ciosami.
Liczni jednak podoficerowie otoczyli i osłonili jeńca przed tłumem; Ferragut mógł go wówczas zbliska obejrzeć: już mu się skroń krwawiła od ciosu; na otoczenie poglądał zimno i wyniośle... Kapitan zdał sobie wówczas sprawę, że Niemiec włosy, miał pomalowane.
Szpieg ufał, że zdoła uciec; schwytany, chciał naprzód złudzić pokorą: sądził, że jeszcze można będzie się wykłamać. Ale papier, jaki chciał zniweczyć, był teraz w ręku wrogów. Wykręty jużby się na nic nie przydały.
Wyprostował się teraz dumnie, jak żołnierz, czujący, że nie ujdzie śmierci. Budził się w nim oficer-kastowiec; na szary tłum, biorący udział w pościgu, poglądał z wysoka; obrony żądał od