Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/75

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

cie, niekiedy zaś stukano w drzwi barki nawet wśród nocy. Nie było innej rady, musiała usłużyć rybakom, którzy wróciwszy dość późno z połowu i wyładowawszy rybę musieli wypłynąć znowu na morze przed świtem.
Owe uczty nocne były najbardziej zyskowne i dlatego karczmarka bardzo starannie zaspokajała żądania swych gości. Rozumiała bardzo dobrze tych ludzi, którzy spędziwszy cały tydzień na falach morskich, pragnęli w nielicznych godzinach odpoczynku nacieszyć się odrazu wszelkiemi rozkoszami lądu.
Rzucali się na wino jak moskity. Starzy siedząc przy stoliku z fajką wygasłą w ustach zazwyczaj drzemali, chłopcy zaś młodzi o zdrowym wyglądzie, zmuszeni pędzić na morzu życie wstrzemięźliwe, spoglądali na panią Tonę tak natarczywie, że aż musiała ofuknąć pogardliwie a niekiedy nawet siłą odeprzeć, zbyt daleko posuniętą śmiałość któregoś z trytonów w pasiastej koszuli.
Nie mogła się zaliczać nigdy do rzędu pięknych kobiet, zaokrąglone jednak obecnie formy jej ciała, czarne oczy na ciemnej pełnej twarzy, lekkie ubranie, w którem usługiwała w lecie nocnym gościom, czyniły ją powabną w oczach prostych chłopców, którzy już płynąc do brzegu,