Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nia, starając się nawet nie spojrzeć nawzajem na siebie.
Z chwilą, gdy w filiżance nie zostało już prawięc ani kropli czekolady, babcia Picores odezwała się przerywając ciszę głęboką.
— Cóżto u licha? Będziecie się dalej gniewały? Ach, handlarki teraźniejsze! Inne były dawniej! Czemużeście się tak nasępiły? Precz wyrzućcie złość z serca. Patrzajcie, jakie dumne! Jak panie! Inaczej było dawniej. Zapytajcie: czyż to raz poturbowałam w czasach dawniejszych każdą z tych koleżanek? (Wszystkie towarzyszki przy tych słowach starej kiwały głową potakując). Nieraz można było dojrzeć ślady sprzeczki poniżej grzbietu, gdy się której podwinęła nieco spódnica, a jednak nie przestawałyśmy być przyjaciółkami, zawsze jedna drugiej starała się okazać życzliwość, stanąć z pomocą w potrzebie. I tak powinno być, do licha! Nie trudno się unieść, ale skoro się ostygnie, trzeba zapomnieć o wszystkiem, po ludzku. Gniewy należy zostawić tam przed kawiarnią, tu zaś powinnyście być przyjaciółkami. Matka moja zwykła była powtarzać przysłowie, które i teraz jeszcze jest znane na Targu:

Gniew, rzecz pewna, gardłu szkodzi,
Kędy coś słodkiego wchodzi.