Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Babcia Picores znalazłszy się w chłodnej sali kawiarni i sapiąc, rozglądała się z zadowoleniem dokoła, pełna podziwu i tym razem jak zazwyczaj dla szczegółów dobrze znanego jej zbytkownego urządzenia lokalu, a więc barwnej plecionki pod nogami, białych ścian kaflowych, drzwi szklanych z czerwoną portjerą, maszynki do lodów, wreszcie w głębi sali lady z oszklonemi szafkami do biszkoptów i słodyczy, za którą drzemała gospodyni kawiarni, poruszając leniwie od czasu do czasu trzciną z pękiem fryzowanych wstążeczek papierowych na końcu. Przy każdem poruszeniu owej trzciny unosiły się w powietrzu roje much.
O to czego żądają nie trzeba było pytać. To co zazwyczaj!... Dla każdej filiżanka czekolady i szklanka chłodzącego napoju! Po raz czwarty już tego dnia babcia Picores popijała czekoladę, którą, mimo że była fałszowana, lubiła bardzo, podobnie jak jej towarzyszki. Bo i czyż mogło być coś lepszego na świecie? Naprawdę napój ten życia dodaje! Pomarszczone nosy starych handlarek aż się kurczyły z rozkoszy, wciągając niebieskawą parę unoszącą się z białych filiżanek.
Biszkopciki oblane masą czekoladową znikały szybko w pozbawionych zębów ustach. Obie jednak młode kobiety ledwo się dotykały jedze-