Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wyzwanie to rozdrażniło tłumy.
— Żąda, aby mu powiedzieć coś więcej? A więc dobrze! Teraz z pewnością umilknie ten głupiec.
Drgnęli kochankowie. Tuż bowiem przy nich głos jakiś zawołał w odpowiedzi na wyzwanie:
— Płyń bez obawy. Tonet zostaje, on zaś potrafi pocieszyć Dolores.
Proboszcz wypuścił ster z ręki i zerwał się z miejsca gwałtownie.
— Łotry — zaryczał. — Bydlęta!...
Miał już tego za wiele. Z nim samym mogli żartować jak się im podobało, ale rodziny tknąć nie wolno. To było wstrętne... podłe!