Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

alo. I dlatego ku wielkiemu zdziwieniu mieszkańców Cabanal z pogardą odtrącała wszystkich, którzy się jej oświadczali. Nie chciała ani słyszeć o żadnym mężczyźnie. Zdawało się jej, że wciąż słyszy przekleństwa, które wychodziły z ust matki w chwilach jej rozgoryczenia. Nie szczędziła owych przekleństw mężczyznom, podczas gdy same przebywały w swej norze.
W pewnej chwili wszyscy umilkli. Ryba skwierczała na patelni, Tonet grał na gitarze wydobywając nieokreślone akordy, rozbawione zaś niesforne dzieci przystanąwszy na środku strumyka spoglądały na księżyc z takim wyrazem, jak gdyby nigdy przedtem go nie widziały, śpiewając monotonną starą piosenkę dźwięcznemi jak dzwonki srebrne głosikami:

Księżyc nie zdoła
skryć się za chmurę...

Możeby przestały już nareszcie! Aż się rozbolała już głowa Toneta. Poradźże co jednak z niemi!...

mama go woła,
tata da burę.

Również i wałęsające się psy łączyły z tym śpiewem dziecięcym swe ujadanie.
Proboszcz zaczął znowu mówić o barce. Wszystko już było gotowe na dzień piętnasty