Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Kwiat majowy.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

neta przewędrowały z traktjerni do domu wuja Paella.
Tona została opuszczona przez synów. Proboszcz znajdował się nieustannie na morzu „polując na pieniądz“, jak mówił, czy to w charakterze rybaka, czy też marynarza na jakimś statku niewielkim, udającym się po sól do Torrevieja, Tonet zaś albo odwiedzał traktjernie albo przebywał u swej narzeczonej... Starzejąc się coraz bardziej za ladą, nie miała nikogo, prócz jasnowłosej dziewczynki, którą kochała w sposób szczególny z przerwami, widząc bowiem jej podobieństwo do Martineza, nie mogła się powstrzymać od zaklęcia: „A niechby djabli wzięli byli tego łotra!“...
Nawet Bóg nie zawsze wszystkim dopomaga. Nie były to już dla niej czasy pierwszego okresu jej wdowieństwa.
Szereg innych starych barek zamieniono już również na traktjernie. Rybacy mogli teraz wybrać tę lub ową. Zresztą Tona ze względu na wiek swój nie była już tak jak dawniej ponętną dla gości, którzy pijąc, nie zdradzali już chęci żartowania z nią.
Z przyzwyczajenia przychodzili jeszcze do niej dawni jej goście, to jednak co miała teraz od nich, zaledwie wystarczało jej na życie. Tona nieraz odszedłszy nieco od swego domostwa spo-