Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 2.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kąd się udadzą, tak Gabryel wnosił ze sobą nie śmierć, ale życie gwałtowne i buntownicze.
Protest upośledzonych, ten protest, który od wieku porusza światem, zmieniając go dzięki rewołucyi, wszedł wraz z nim poraź pierwszy do tych szczątków XVI-go wieku, zachowanych do naszych czasów; ludzie ci podobni do „śpiących“ z bajki, nieruchomi, jak posągi w głębi pieczar, choć wieki upływały, a ziemia zmieniała swój wygląd, zaczęli się w końcu budzić. Przebudzenie to było gwałtowne, jak przebudzenie buntującego się ludu. Zrozumieli, że ubóstwiali tak długo stare przesądy, i to uczucie wstydu kazało im przyjmować wszystko nowe bez zastrzeżeń, bez zastanawiania się nad skutkami, jakie stąd wypłynąć mogą. Była to wiara ludu, który, z chwilą wejścia na drogę postępu, przyjmuje wszystko, broni wszystkiego, pod jednym warunkiem, że będzie to zmianą, pogardą dla zasad przodków.
Tchórzliwe ustępstwo Srebrnej-Laski było pierwszem zwycięstwem śmiałków, otaczających Gabryela. Przestali się kryć ze swemi zebraniami u dzwonnika. Popołudniu zbierali się w samym klasztorze, rozmawiając o śmiałych doktrynach, jakich uczył ich Gabryel; — świętość miejsca nie onieśmielała ich bynajmniej. Siadali z poważnemi twarzami wokoło swego mistrza, podczas kiedy w galeryi naprzeciw przechadzał się, jak cień ponury, Don Antolin. Czytał brewiarz, rzucając smutne spojrzenia na grupę zebranych. Nawet jałmużnik zakonnic, związany z nim ściśle, ośmielał się porzucać go i słuchać rewolucyonisty.