Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

trzech douros[1], udzielanych najbiedniejszym sługom świątyni; odbierał je wraz z procentem każdego miesiąca przy wypłacaniu pensy i przez szafarza.
Skąpstwo i lichwa łączyły się u niego z niesłychaną uczciwością. W rzeczach, tyczących interesów katedry, z zajadłością prześladował najmniejszą kradzież w zakrystyi, a rachunki w kapitule zdawał z taką drobiazgowością, że aż niecierpliwiło to skarbnika. Katedra była uboga, byłoby więc zbrodnią nie do darowania pozbawiać ją choćby jednego liarda. Sam także, jako dobry sługa boży, był biedny; myślał jednak, że miał zupełne prawo, aby wzrastały mu, uciułane kosztem wielu oszczędności i niedostatku, pieniądze.
Siostrzenica Marikita mieszkała wraz z nim. Brzydka, krostowata, o twarzy wąskiej, przyszła z gór, by pielęgnować wuja, o którego bogactwie i godności miano na wsi jaknajlepsze pojęcie. Na Claveriasie wyzyskiwała znaczenie Don Antolina, dręcząc wszystkie kobiety. Najcichsze utworzyły koło niej pewien rodzaj schlebiającego jej dworu.

Ażeby uzyskać protekcyę zamiatały jej mieszkanie, gotowały za nią, gdy tymczasem ona, ubrana, jak zakonnica, tylko starannie uczesana (byłto jedyny zbytek, na który pozwalał Don Antolin) przechadzała się po galerjaeh klasztornych w nadziei spotkania jakiego wałęsającego się kadeta, lub przyciągnięcia spojrzeń cudzoziemców, zwiedzających wieżę i salę olbrzymów. Ta dziewczyna robiła słodkie oczy do wszystkich męzczyzn. Ona, taka cierpka i nieprzystępna dla kobiet, uśmiechała się do wszyst-

  1. Douro ma wartość 5 franków.