Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

na mnie, by mnie prześladować jeszcze... Czy chcesz wziąć mnie do siebie?
Za całą odpowiedź Vara de Pało popchnął przyjaźnie Gabryela przed siebie.
— Idź na górę głowo szalona! Nie, ty nie umrzesz. Ja cię ożywię... Potrzeba ci ciszy i miłości. Katedra uzdrowi cię. Idź, zapaleńcze! Co ci do tego, jak świat jest urządzony. Taki, jakim go widzimy, pozostanie zawsze. Należy tylko żyć po chrześcijańsku, z wiarą, że przyszłe życie będzie lepsze, ponieważ jest dziełem Boga nie ludzi. Dalej wchodź, wchodź prędzej.
I, zawsze popychając z czułością biednego włóczęgę, wyszedł wraz z nim z klasztoru. Żebrakom, którzy wodzili za nimi ciekawemi oczyma, nie udało się pochwycić ani jednego wyrazu z ich rozmowy.


∗             ∗

Estaban i Gabryel, przeszedłszy ulicę, skierowali się na wschody Wieży. Stopnie z czerwonej cegły były bardzo zużyte; ściany, malowane na biało, były pokryte niezliczoną ilością nieczytelnych napisów i dziwacznych rysunków, wykonanych przez turystów, których zaciekawiał Campana Garda[1]. Gabryel wchodził wolno, chwytając ustami powietrze, i odpoczywał na każdym placyku.

  1. Wielki dzwon, ufundowany 1753 roku. Waży on 17,800 kilo.