Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Katedra cz. 1.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu to przebaczy), zwracając ku włoszczyżnie, rzuca na drogę, z której dotychczas zejść nie może.
Mamy także Nebra, organistę Carlosa III, kompozytora, który na cały wiek przed Wagnerem używał dyssonansów w muzyce. Kiedy pisał swoje Requiem na pogrzeb Donny Barbary de Braganza, przeczuwał zdziwienie, z jakim wykonawcy — muzycy i śpiewacy przyjmą jego rewolucyjną muzykę, ponieważ na marginesach każdej części pisał: „proszę wziąć pod uwagę, że część ta jest napisana bez błędu“. Litanie jego zdobyły taką sławę, że zabroniono kopiować je pod groźbą wyklęcia. Groźba zbyteczna; do niedawna wyklętoby muzyka, któryby się ośmielił przypomnieć je sobie... Ach, Gabryelu, nasze archiwum jest panteonem wielkich łudzi, ale Panteonem, w którym nikt nie zmartwychstaje!
I mówił dalej, zniżając głos: Kościół nigdy nie kochał muzyki. Żeby ją rozumieć, żeby ją odczuć, trzeba być koniecznie artystą. Czy wiesz, pan, że ci panowie, którym płacą, by śpiewali na chórze, nie mają najmniejszych kwalifikacyi muzycznych. Kiedy widzę cię, Gabryelu, jak uśmiechasz się wobec rzeczy religijnych, zgaduję to, czego nie chcesz powiedzieć i przyznaję ci racyę. Zajmowała mię historya muzyki kościelnej, śledziłem krok za krokiem krzyżową drogę, którą ta nieszczęsna sztuka wlokła się przez wieki całe. Słyszałeś pan pewnie niejednokrotnie, że muzyka religijna jest stworzona przez kościół: kłamstwo, — muzyka religijna nie istnieje.
Don Luis i Gabryel rozmawiali tak długo, przechadzając się po pustych, cichych nawach.