Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Trzynastoletni Estaban, który z pośród wszystkich dzieci na chórze umiał najlepiej służyć do mszy, zadziwiał Gabrjela swą czerwoną sutanną. Darowywał on bratu kawałki świec i święte obrazki, wyciągane zręcznie z brewjarzy różnych kanoników. Niejednokrotnie zabierano chłopca do sali Olbrzymów. Mieszkali tam bohaterowie świąt starożytnych. Olbrzymi Cyd z wielką szpadą, cztery pary, uosabiające cztery części świata, wielkie manekiny w szatach, zjedzonych przez mole, z spiczastemi głowami. Figury te rozśmieszały ongiś tłumy na ulicach Toledo, a dziś gniły na katedralnym strychu. W kącie stał Tarasque, okropne monstrum z tektury, straszący chłopca widokiem swej ziejącej gęby. Na jego czerwonym grzbiecie obracała się szybko sprośna laleczka, nazwana przez wiernych w ubiegłych wiekach Anna Bolena[1].
Kiedy Gabrjel zaczął chodzić do szkoły, wszyscy zachwycali się jego zdolnościami i postępami w naukach.

Dzieciarnia z Górnego Klasztoru, która dopiekała nieraz do żywego Rózdze Srebrnej, pełniącemu obowiązki wychowawcy tego pokolenia, gnieżdżącego się na poddaszach — odnosiła się do Gabrjela z szacunkiem i admiracją. Jeszcze nie umiejąc chodzić, nauczył się czytać. Mając siedem lat, zaczął się uczyć po łacinie i wkrótce mówił tak biegle, jakby przedtem nie był znał żadnego innego języka. Mając lat dziesięć dysputował już zawzięcie z księżmi, którzy starali się nieraz naumyślnie mu przeczyć. Stary Estaban coraz słabszy i coraz bardziej przygarbiony, był zadowolony niezmiernie ze swego ostatniego dzieła. Będzie to chwała całego domu. To dziecko

  1. Jak wiadomo Henryk VIII, król angielski, wystąpił z kościoła katolickiego, aby poślubić Annę Boleyn.