Gabrjel zaczął sprawować swą służbę z początkiem czerwca. Opuszczał Claverias około szóstej godziny wieczorem i przed bramą de la Mollete spotykał się z drugim stróżem, Fidelem, starcem o chorobliwym wyglądzie, który stale kasłał i nawet podczas lata nie zdejmował swojej manta[1].
— Dalej, do klatki! — wołał dzwonnik, poruszając pękiem kluczy.
Dwaj stróże wchodzili do katedry; dzwonnik zamykał drzwi zzewnątrz i oddalał się. Ponieważ dni były długie, więc dopiero po dwóch godzinach zapadał mrok.
— Teraz kościół należy tylko do nas dwóch, towarzyszu! — mówił Gabrjel do drugiego stróża.
Stróż ten ze swobodą, płynącą z przyzwyczajenia, zachowywał się w zakrystji, jak u siebie w domu, kładąc swój koszyk z prowjantami na skrzyni, między kandelabrem a krucyfiksem.
Lecz Gabrjel, nienawykły jeszcze do majestatu pustej katedry, przechadzał się po niej z ciekawością. Kroki jego odbijały się od posadzki, pod którą znajdowały się groby arcybiskupów i magnatów. Ponurą ciszę świętego miejsca zakłócały dziwne szmery i tajemnicze szelesty.
Pierwszej nocy Gabrjel obejrzał się za siebie z przestrachem, ponieważ wydało mu się, że z tyłu usłyszał jakieś kroki.
Na świecie zachodziło słońce. Koło głównego portyku rozbłyskiwały rozety, niby kosze, pełne świetlistych kwiatów. Na dole między filarami mrok
- ↑ Wielki płaszcz wełniany, używany przez lud nawet latem.