Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

raturze. Za każdą konferencję w miastach amerkańskich „tenor literacki“ pobiera po 15.000 franków, czyli więcej niż najsłynniejszy torreador. Uciuławszy sobie trochę grosza, zakłada przy pomocy jednego z banków argentyńskich na terytorjum Rio Negro w Patagonji kolonję „Cervantes“. Żyje w otoczeniu Metysów, zbiegłych katorżników, kajdamarzy i... uskrzydlonych pluskw, zwanych w Chili „Vinchucas“. Każde ich ukąszenie przynosi chorobę lub śmierć. Po paru latach straszliwych wysiłków kolonja „Cervantes“ zaczyna prosperować. Pod rozkazami Blasca pracuje sześćset indywiduów, pozbieranych na chybił trafił we wszystkich częściach świata. W pierwszych rozdziałach „Czterech jeźdźców Apokalipsy“ znajdziemy później wspomnienie tej hordy, której członkowie mordują się przy sobocie na wiwat z rewolwerów. Żadne przeszkody nie są w stanie ostudzić kolonizatorskiego zapału Ibaneza. Nie licząc się z rzeczywistością, ani z siłami, zakłada na granicy Paragwaju i Urugwaju drugą kolonję, którą na cześć swej ziemi rodzinnej nazywa „Nuova Valencia“.
Na kolonji „Cervantes“ panują w zimie trzaskające mrozy. „Nuova Valencia“ leży w pasie podzwrotnikowym. Kolonję odległe są od siebie o cztery doby drogi. Zaszyty w patagońskie skóry, pojawia się w tropikalnej „Walencji“, po terenach „Cervantes“ spaceruje w lekkiem, jak pajęczyna, argentyńskiem „poncho“. Przyjechawszy nad ranem do „Walencji“, już po południu wyrusza zpowrotem tam, skąd przybył, czyli do „Cervantes“. W ten sposób żyje przez dwa lata. Wreszcie plajta argentyńskiego banku, który finansował imprezy Blasca, kładzie kres