Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Gabrjel Luna.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziwy chory, czując swój bliski koniec, chwyta się gorączkowo życia z rozpaczliwą energją.
Jego wiara w dogmaty i autorytet katolicyzmu rozwiała się, jak dym. Tracąc swoje wierzenia religijne, tracił zarazem jakby przez logiczną konsekwencję swoją wiarę w monarchję. Wiara ta kazała mu wziąć swego czasu udział w wojnach karlistów. Zdobył sobie teraz pogląd bezstronny na historję swego kraju, wyzwoliwszy się z przesądów rasy.
Historycy cudzoziemscy odkryli mu smutny los Hiszpanji, która, wychodząc młoda i silna z bujnych wieków średniowiecza, została na progu nowej ery wstrzymana w swym rozwoju przez fanatyzm księży i inkwizytorów, przez głupotę i szaleństwo kilku królów, którzy, nie rozporządzając odpowiedniemi środkami, mieli ambicję restytuowania państwa Cezarów i zrujnowali doszczętnie kraj w swych warjackich imprezach. Narody, które zerwały z papieżem i raz na zawsze odwróciły się od Rzymu plecami, były dziś znacznie bogatsze i znacznie szczęśliwsze od tej Hiszpanji, żebraczki, drzemiącej koło furty kościoła.
Ze swych dawnych wiar ocalił Gabrjel tylko ideję Boga-Twórcy. Jednak astronomja, którą zaczął studjować z kolei z entuzjazmem prawie chłopięcym i która miała dla niego urok cudowności, znów podsunęła mu wielkie wątpliwości. Ta niezmierzona przestrzeń, gdzie unosiły się miljony aniołów, przestrzeń, po której Dziewica zstępowała na ziemię, zapełniła się nagle miljardam i światów, a w miarę, gdy zwiększała się potęga narzędzi, wynalezionych przez człowieka, ilość światów zwięk-