Strona:Vicente Blasco Ibáñez - Bunt Martineza.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dały na siebie w osłupieniu, komentując czyn niezrozumiały.
— Ale co mu strzeliło do głowy, temu indywiduum? Czego szuka? Jakie ma powody?
W zdumieniu przypuszczali, że powstańcem kierują jakieś siły mistyczne i straszliwe. Niektórzy mówili o zaaresztowaniu natychmiastowem kilku osób w stolicy i oddaniu ich pod sąd wojenny.
Potężny wódz, który uchodził za protektora Martineza i jego żony oburzał się najwięcej, aby odwrócić od siebie podejrzenie o współudział.
W chwili, gdy mówił o rozstrzelaniu człowieka, który nie buntował się nigdy i uczynił to dopiero wtedy, gdy wszyscy byli powstańcy zgodzili się żyć w pokoju, zameldowano jenerałową Martinez.
Weszła dona Guadalupa. Paru młodym ludziom, miłośnikom literatury, wydawało się, że widzą uosobienie zemsty. Wydawała się bardziej wąsata, niż kiedykolwiek; oczy jej rzucały płomienie, wprost nie można było wytrzymać jej wzroku. Na jej piętrowej fryzurze drżał duży kapelusz aksamitny, który chwilowo zastąpił wielki grzebień, w którym paradowała w salonach.
— Pani aprobuje postępowanie tego durnia? — zawołał jej protektor, zanim się z nią przywitał. Czyż nie zasługuje na...
Ale jenerałowa wywarła na nim tak silne wrażenie, że się zatrzymał. Nigdy nie widział jej tak interesującą, nawet wtedy, gdy broniła się przed jego zalotami batem.
— Przychodzę zapytać rząd, — rzekła amazonka uroczyście, — czy nie odda mi dowództwa bataljonu. Podejmuję się pobić to bezwstydne indywiduum.
I dodała, że przyprowadzi go tu, na to miejsce, na swojej podwiązce.