Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/430

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tymczasem list powiada, że trzech żyjących jeszcze uczestników zamierza jechać niezadługo do tej wsi, celem rozpoczęcia przygotowań. Będzie to, jak sądzę, nielada zabawa ludowa.
Nie słuchając Cedera, snuł dalej opowiadania swe Hans, albowiem myśli jego nawykły w samotni do takiej wyłączności, że nie był w stanie rozumieć innych. Za każdem jednak słowem wzrastał jego niepokój i wzburzenie.
O zmierzchu wstał Ceder i wetknął pod płaszcz flaszkę, a Hans objął jego ramię i ruszył wraz z nim.
Starcy kroczyli chwiejnie ulicą pomiędzy czerwonemi parkanami, podobni osiwiałym żeglarzom, którzy snują opowieści przedziwnych przygód i katastrof okrętowych. Gdy Ceder posłyszał o tabliczce woskowej i złoconej brodzie Sardanapala, przyszło mu do głowy tyle wspomnień, że przecinał każde zdanie przyjaciela opowiadaniem własnych cudownych przeżyć. Miast odczuwać znużenie, szli coraz prędzej, krocząc przez mrok coraz to dalej, wzdłuż wzgórzy, aż przystanęli na wielkim kranie, który drżąc w wietrze, wisiał niby statek powietrzny nad szczytami dachów.
Tyleż mieli nad głowami świateł niebieskich, co pod sobą. Latarnie i okna wysp i przedmieść siały niezliczone połyski, zaś poza masztami i rejami padały w wodę drżące krople płomieni. Wskazówki połyskiwały matowo na szpiczastych wieżach i słodki jakiś kobiecy nastrój przepajał całe to miasto, którego wybitni przedstawiciele leżeli pochowani tuż przed kościołem, w samem łonie życia, tak, że biegły przez nich koła wozów i stąpały po nich igrające dzieci.