Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/421

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kazał wyjąć doryckie kolumny z bramy, pomalować, i ustawiwszy je pośrodku podwórza, nakrył dachem, tworząc coś w rodzaju świątyni. Tu tańczono w wieczory sobotnie przy dźwiękach harmonii i od czasów niepamiętnych nie było w okolicy takiego wrzasku i stuku. W te wieczory wracał Hansowi humor, mimo, że niedawny atak apoplektyczny pozbawił życia połowę jego ciała. Włosy zbielały mu pośrodku czoła, broda przydłużyła się jeszcze, ale gdy tak stał wyprostowany i muskularny, wyglądał ciągle jeszcze, jakby mógł jedną ręką podnieść człowieka z ziemi. Szary kaftan wełniany, skrojony jak opończa, przepasany był w pasie sznurem. Rzadko używał słomianego kapelusza, zazwyczaj stał z gołą głową, wybijając zdrową ręką takt do tańca. Udawał, że nie słyszy ordynarnego stukotu bezkształtnych trzewików i nie dostrzega odrażająco brzydkich twarzy. Urządzał ćwiczenia fizyczne i zabawy, nibyto nie widząc, że za plecami pana domu sprzedaje potajemnie wódkę czerwonawy pospolitak wojskowy, gotowy umrzeć za ojczyznę, w połamanej czapce i o sczerniałych wargach. Nie słyszał też kpin ze swej długiej brody i włosów, na co sobie pozwalał parobczak z plastrem na uchu, ubrany w długie, niebieskie pończochy.
Po tańcach chłopcy szli zazwyczaj do sadu kraść owoce, co było Hansowi na rękę, potem atoli słyszał nocą na ulicy hałas i wyuzdane piosenki, zaś zebrania takie kończyły się bardzo często bijatyką.
Te nowe zarządzenia wywołały wkrótce niezadowolenie. Tany wzburzały ludzi, a pewien krawiec, który odbywał wieczorami modły, nazwał to rozrywką szatańską. Wkońcu zabrzmiała ogólna skarga na brak pracy.