Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kolorów, nie zwrócili się ku zachodowi, ale wprost naprzeciw słońca i czasu. Powędrowali na wschód, gdzie doszli do różnych stanowisk, a niektórzy z nich oparli się aż o Indje.
— W tem wszystkiem — rzekł ojciec — widoczna jest tęsknota za przeszłością, umiłowanie tego co minęło i szczątków onego czasu, kiedy instynkt piękna, widoczny jeszcze wszystkim, tkwił niby gałka wieńcząca berło jedynowładcy.
Listy datowane były przeważnie z Konstantynopola, Smyrny i Teheranu, a gruby, szaro niebieski papier, zżółkły po brzegach, zachował mimo pleśni wiernie korzenną woń bazarów i ogrodów orjentalnych.
Ojciec rzekł:
— Drogi synu mój, powinieneś i ty wziąć ze stołu leżące tu pióro i kazać, by opowiedziało twe życie, by po latach stu oblicze twe ujrzeli i głos posłyszeli ci nieurodzeni, których nie ujrzymy, nie usłyszymy nigdy, i u kominka których nie czeka nas fotel.
Hans wzbraniał się.
— Wątpię, czy zdołałbym to uczynić! — rzekł. — Nie chcę być natrętnym wobec samego siebie. Raczej mógłbym napisać historję o czemś innem, ale tak, że wziąłbym ją za swą własną.
— Dobrze! Mimowoli szczere listy przyjaciół to jedyne portrety duszy, posiadające wartość prawdy. Czemużto nie pisywaliśmy obaj do siebie? Bylibyśmy się poznali wzajem.
Dłużej niż tydzień ojciec i syn sylabizowali listy, od czasu do czasu podnosząc na się oczy, gdy ich zdumiała myśl jakaś, zupełnie podobna do własnej. Wydawało im się, że są podobni do siebie i dziadów,