Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

żywe, widział wyraz ich oczu i czuł ich ręce w swych dłoniach.
Wkońcu wspomniał też o obrazku na woskowej tabliczce, gdy zaś do tego doszło, ojciec i syn przestali się zajmować taburetem. Zdejmowali z półek książki, dysputowali i dawali wyjaśnienia. W ciągu długich tygodni nie widzieli wkoło siebie bieżącego życia. Jadali przynoszone sobie potrawy, otwierali czasem okna dla wpuszczenia świeżego powietrza, ale treścią ich życia była wymiana poglądów i objaśnienie wszystkiego.
Pewnego dnia pomagał Hans ojcu zasuwać firanki i przyśrubowywać do ram okna mikroskop. Ojciec siedział w fotelu, a wąski promień słońca padał szczeliną na szyję jego i rękaw szarej opończy.
— Czemże jest to wszystko, na miły Bóg? — zawołał nagle, pełen niespodzianego podziwu. — Siedzę tu oto, ty stoisz tam, a tam znowu jest piec kaflowy. Radbym, w przybliżeniu bodaj, uchwycić sens wszystkich tych dziwnych rzeczy, jakie zowiemy życiem. Chodzimy jakby z różnej barwy latarniami i najrozmaite natury nasze oświetlają najbliższe swe otoczenie. Nic ponadto uczynić nie jesteśmy w stanie. Zastanówmyż się, czy ja w ciągu tych tygodni zdołałem poznać blask twojej latarki. Użyję własnych słów twoich... dobrze?
W pokoju było ciemno, przeto Hans omackiem znalazł krzesło i usiadł przy oknie, zaś ojciec ciągnął dalej:
— We wszystkich salach szkolnych winnoby się ustawić watykańskich jeńców marmuru. Śpiew, gimnastyka, gry i deklamowanie najwybitniejszych poezyj ważniejsze są, o ile idzie o istotne pożądanie