Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/324

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dość mi oklasków, jak długo umiem stwarzać doskonałość, wobec której sam wydaję się sobie koślawcem i niedołęgą. Zostać jednym z tych, których zowią posłańcami bożymi... czyż ideał ten nie porwie każdego, choćby mu przyszło zemrzeć na kupie słomy w stodole? Chcę być, nie zaś objaśniać, a ludzie najwyżsi umieją sami być objaśnieniem. Nie zbudują mi potomni świątyni i nie będą wzywać mego imienia w godzinie skonu.
Około północy kazał zastawić w otwartej kolumnadzie prosty stół z winem i chlebem i wezwał potajemnie kilku zwolenników nauki zbrodniczej, zabronionej w Judei. Byli to ludzie w różnym wieku, ubogo odziani i z nimi zasiadł Hans tej jasnej, księżycowej nocy do uczty miłości.
— Nie dajcie — zaczął — wiary ludziom, którym czerwienieją łysiny, ile razy zaczną mówić o wielkich sprawach życia. Napełniajmy słowa nasze cichą poświatą księżyca, która przebłyska pomiędzy krużami wina. Ów pęd ku pięknu, który z rośliny czyni olbrzyma, lub karła i kształtuje łapę lwa, sformułował, o zaśnieni Hellenowie, również i waszą naukę o cnocie. I dlatego właśnie spoglądacie na wszystko z góry, że liczycie się mniej z tem, co jest, niźli z tem, czego surowo domaga się ów instynkt piękna. Surowo? O nie! Oswobodzeniem jest wszakże każde zbliżanie się do pożądania. Umieliście tak mądrze ująć cnotę. Dziś jesteście prześladowanymi chrześcjanami, z którymi łamię chleb mój, patrząc atoli na złączone bratnio ręce wasze, rozumiem, że to właśnie instynkt piękna skłonił was do odrąbania zeschłej gałęzi. Miękkie głosy wasze brzmią mi w duszy i nigdy nie zmilkną. Tam żyje mężczyzna i kobieta, atoli po-