Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/320

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Lat dwieście i dłużej jeszcze kołysały nim fale, w tę i ową pędząc stronę, a młode ongiś pieśniarki posiwiały i zmarły. Zniecierpliwiony Eolus rzucił wkońcu zbutwiały kadłub statku na wybrzeże Ostii. Hans Alienus zawiesił podarty swój żagiel w świątyni Neptuna i osuszył szaty u ogniska strażników nocnych.
Tuklat Nirgal, trawiony dwutysiącletniem pragnieniem, przepłukał nareszcie gardło ciepłem winem i, nie mogąc się powściągnąć, jął za plecami swego pana opowiadać, kim jest i jakie przebył przygody. Mlaskał wargami, zasunął hełm na kark i uderzał się po kolanie, ile razy w ciągu opowieści mógł wsunąć uwagę: Ho ho, w tej chwili nie dałby nikt grosza za życie moje!
Plotkarze ponieśli te słowa zaraz dalej i oto o świcie wdarła się czereda pretorjanów do pałacu cesarskiego i zbudziła jedynowładcę okrzykiem:
— Cezarze, przyjm los swój, jak przystało stoikowi. U bram miasta stoi Hans Alienus, który toczył bój o piękno z Sardanapalem i żyje od lat tysiąca przeszło. Jest on, podobno, synem bogini i czarnego sępa!
W godzinę potem leżały zwłoki cezara, twarzą ku ziemi, na schodach mamertyńskiego więzienia. Ręce były związane na plecach, a w grzbiecie widniała krągła rana.
Tymczasem przespał się Hans Alienus u ogniska, a zbudzony rankiem przez Tuklata, pozostał jeszcze chwilę u zwęglonego stosu.
— Czemże jest płomień? — spytał. — Czy możesz mi to powiedzieć?