Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nież budowlę wyobraźni z możliwości rzeczywistych, a przytem wyostrzały się ich pożądania życiowe i mocniała sama siła życia. Gdy w końcu ruszył przed się, miał wrażenie, że skrzydła mu u stóp wyrosły.
Nie był ni przez godzinę człowiekiem wierzącym, a mimoto katolicka msza dała mu rozkosz estetyczną, jakiej nie znalazł w teatrze.
Wróciwszy do domu, pod siatką komarową aż do zaśnięcia czytał upojne w pięknie swem aleksandryny racinowskie, nie używane za lekturę kolejową przez żadną z współczesnych dam.
— Spostrzegłszy, że kostjum jego zwraca zanadto uwagę, by mógł się swobodnie poruszać wśród tłumu, zamówił u krawca długie spodnie, oraz pewną część ubrania, na którą nie mógł dotąd spoglądać z należnym szacunkiem, to jest anglez, kwakierski uniform pracowitej teraźniejszości.
Wsadził okulary na nos, szyję obwiązał twardym, jak deska kołnierzykiem, wdział surdut angielski, a czyniąc to, gwarzył, jak zawsze dobrotliwie z Giuseppem.
— Gdyby teraz zapukał ktoś i chciał się ze mną widzieć, ...cóżbyś mu odpowiedział, Giuseppe?
— Że zastał pana w domu.
— Nie, Giuseppe, powiedz, że jestem chory, lub że umarłem. Nadawałbym się przedtem może na złodzieja fig w ogrodach ateńskich, w tem atoli przebraniu sam już nie poznaję siebie. Jestem jeno wieszadłem, obciążonem modnemi sukniami.