Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jeszcze się pytasz! — odparł Szofer. — Aż mnie głowa boli, tak mi się chce. Może masz, ja zapłacę.
— Oho, ho, ja wszystko mam — odparł chytrze korytarzowy, — tylko trzeba coś „opylić“.
— Nie mam nic takiego, cobym mógł opylić. Czegobyś tak chciał?
Korytarzowy zmierzył go od góry do dołu i wprawne jego oczy padły na kamaszki Szofera.
— „Skoki“ widzę masz „galante“. „Opyl“ i „żamnij“ ile mam ci „dziachnąć“? Wleź na stół, niech na nie lepiej „zyrknę“.
Szofer z niechęcią wykonał rozkaz.
— Który to numer?
— 28 i pół, — odparł Szofer.
— Klawo, dla mnie akurat. No, „żamnij“, co ci „odpalić“?
Szofer namyślał się jeszcze i mówił do mnie:
— Co robić? „Dulić“ mi się chce, że wytrzymać nie mogę, a szkoda mi „skoków“. Przecież wstyd na bosaka iść do przebrania, powiedzą na mnie, żem pętak jakiś.
— Więc się go zapytaj, wiele ci da, — poradziłem, — i kiedy nas przebiorą.
— Oho, nie tak prędko, — zawołał korytarzowy, słysząc moje słowa. — Jak się zbierze was świeżych więcej, wtedy gospodarz po was przyjdzie, wykąpie was, przebierze, a potem na górę. Ale to potrwa parę tygodni.
Mówiąc to korytarzowy puszczał dym prosto w twarz Szoferowi. Ten łykał dym, jakby chciał zmniejszyć pragnienie, ale to go tylko więcej rozdrażniało.
— Co robić? — zwrócił się znowu do mnie.
Dym coraz bardziej pakował się do celi. Zrozumiał Szofer dobrze, że korytarzowy robi to naumyślnie, — wszak on sam, gdy był w swoim czasie korytarzowym w Czerwoniaku, to samo nieraz robił nowoprzybyłym. Teraz przekonał się, że nie z głupoty tamte chamy — jak ich nazywał — z Czerwoniaka oddawały ubrania i wszystko za trochę tytoniu, gdy im dym puszczał w cele. Odczuł teraz na własnej skórze, że też nie wytrzyma.
Nawpół przytomny od dymu, zdecydowanym głosem zapytał: