Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Skąd się tu wziąłeś, stary przyjacielu?
— Sam nie wiem skąd, — odparłem.
— Jak tam skoki, jeszcze się robi?
— A jakże, robi się, — odparłem śmiejąc się.
— Dawno was zwolnili?
— Niedawno, dwa tygodnie temu.
— Co tu robicie u nas teraz? Znów zasypany, co?
— Nie jeszcze, — powiedział komisarz. — tylko podpił sobie razem z Frankiem Bucałem i Bułanem. Jego aresztowano, a tamci, którzy byli mi potrzebni, zwiali.
— To też znany ptaszek, — zawołał mój znajomy. — Myślę, że teraz już nie będzie więcej operował w naszych stronach. Przeniesie się, gdzie go nie znają. Prawda, Nachalniku?
— Nie mam więcej zamiaru broić. Przyjechałem tu, by odnaleźć adwokata, który mnie nabrał w więzieniu i wymanił spadek po ojcu. — Tu opowiedziałem im zajście z adwokatem.
— To znany oszust, — zawołał komisarz. — Dziwię się tylko, żeście się dali nabrać.
— Co miałem robić? Głód był w więzieniu, a on obiecał mi dostarczyć pożywienie, więc zgodziłem się.
— Co zamierzacie teraz robić? — zapytał komisarz wskazując mi krzesło.
— Sam jeszcze nie wiem dobrze, co począć ze sobą. Będę wszelkiemi siłami dążył do tego, by więcej do więzienia nie wpaść.
— Bardzo ładnie. Fach złodziejski nie opłaca się wcale. Radzę wam zastrejkować Jesteście młodym, silnym mężczyzną, weźcie się do pracy, do handlu, aby tylko nie kraść. Radzę wam to jak przyjaciel.
— Dziękuję panu komisarzowi za dobrą radę i postaram się tak uczynić. Czy mogę już iść? Bo chcę jeszcze dziś odjechać do Białegostoku. Mówiono mi, że ten adwokat tam się wyprowadził.
Komisarz spojrzał na swoich podwładnych porozumiewawczo i zawołał:
— Wszystko dobrze, przyjacielu. Jednakże chcemy cię sfotografować teraz i wziąć palce, zanim stąd pójdziecie.