Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kilka głosów naraz zaprotestowało.
— Który to taki cwaniak, że się tak mądrzy? Tobie napewno w „Czerwoniaku“ lepiej się powodzi, jak na wolności, dlatego tak mówisz.
— Tak, tak, — podchwyciło kilka głosów naraz. — Ty frajerze lepiej się przymknij. Jak zechcesz, gdy wszystkich nas zwolnią, zostaniesz tu za stróża.
— A ja wam mówię, — upierał się przy swojem napadnięty, — że mogę dać głowę, że tylko politycznych zwolnią; a z naszych oni nikogo nie puszczą. Zobaczycie, że w szyję niejeden jeszcze dostanie.
Oburzenie słuchających nie miało granic. Posypał się na jego głowę grad obelżywych słów i wyzwisk. Jestem pewien, że gdyby nie żelazna krata, która nas dzieliła, doszłoby do przelewu krwi. Zwroty, jakie rzucano pod jego adresem, były śmiertelną obrazą dla każdego więźnia.
Przez całą noc aż do rana na dziedzińcu więziennym słychać było głośne rozmowy więźniów. Wesołe śmiechy rozlegały się wokoło. Nikt nam tego nie zabraniał. Nad ranem dopiero hałas trochę się zmniejszył. Ja także nie zmrużyłem oka; taki niespodziewany zwrot w naszem życiu nie pozwalał mi zasnąć.
Tego dnia pobudka była dopiero o dziesiątej rano. Jestem pewien, że każdy z więźniów dałby głowę za to, iż kiedy uchylą się drzwi, usłyszy nie co innego, tylko okrzyk: „Zabierać wszystkie rzeczy i marsz do domu“.
Słysząc odsuwanie rygli na korytarzu, zbliżyłem się do drzwi. Po chwili drzwi się uchyliły, pojawił się sam Lustig, przebrany już po cywilnemu. Powiedział mi nawet „Dzień dobry panu“, na co uśmiechnąłem się z ironją. Zabrałem stołek z ubraniem do celi i zadowolony z obrotu rzeczy pośpiesznie się ubrałem.
Po jakimś kwadransie podano nam śniadanie. Co to? Nie dowierzałem własnym oczom. Kawał chleba, funt, a może i więcej; pełna micha kaszy z kartoflami przemawiała do mego żołądka tak, że wszystko to wydało mi się snem.
Przez okno dobiegały mnie okrzyki zadowolonych więźniów:
— Ty, Felek, duży kawał „koksu“ dostałeś?