Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Najłatwiej było wynieść chleb z piekarni, gdy brano nas w dzień do czyszczenia piekarni albo do innej jakiejkolwiek pracy. Bazyl wówczas nie rewidował nas, myśląc, że chleba nie piekliśmy, więc go nie mamy. Z ekspedycji chleba ułożonego już na pólkach nikt z nas nie tknął sam, wiedząc, że jest policzony. Kradziono tylko przy wypieku z pieca. Później już Bazyl połapał się i liczył surowe kawałki ciasta przygotowane do wałkowania chleba. Ale i teraz starano się dorzucać, kiedy nie widział, i kradziono tyle, wiele dorzucono. Kiedy liczba się zgadząła, dawał nam spokój i mogliśmy prędzej ukrytą zdobycz jako tako przenieść do celi.
Pewnego razu byłem bardzo głodny, więc skradłem bochenek gorącego chleba i jak zwykle włożyłem go sobie za pas, przyciskając brzuchem; myślałem, że schowam go w swojej „melinie“, a później, kiedy trochę ostygnie, to go zjem. Zauważyłem, że Bazyl ma mnie na oku i nie mogłem wyjąć chleba. Brzuch parzył mnie okropnie, tak że nie mogłem wytrzymać. A ten jakby naumyślnie chodził za mną krok w krok. Myślałem wciąż, że mnie śledzi; na złodzieju czapka gore. Nareszcie znalazłem okazję, by wyrzucić bochenek pod worki z mąką. Cały brzuch był poparzony. Bolało mnie kilka tygodni, ale balem się iść do felczera.

XXI.

Nadeszło lato 1920 roku i wojna z bolszewikami. Więźniowie cieszyli się, że jest ruch. Wojna w pojęciu więźnia rów na się wolności. Każdy z więźniów kryminalnych marzy, by się na nią dostać. Wszystko, co pachnie grabieżą, krwią, pożogą — pociąga go. Siedzi z wielkiem zaciekawieniem postępy wrogich armij. Kawałek dziennika skradziony dozorcy, albo porzucony przez niego po zjedzeniu kromki chleba, przyniesionej na oddział, skrawek gazety znaleziony na śmietniku lub jakimś innym sposobem przeszmuglowany z wolności, wędruje tu z rąk do rąk. Więźniowie politykują między sobą na temat patrjotyzmu, a nawet nieraz dochodzi do wymiany „not dyplomatycznych“ więziennym sposobem. Znaczy to, że jeden drugiemu podbije oko i tak długo stara się go przekonać, aż tamten zostaje jego zwolennikiem.