Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nasmażyli kilka kilo kiełbasy i innych wędlin. Ciasto przyniesiono z wolności. Więc niczego na stole nie brakło. O godzinie piątej wieczorem już w celi zapanował nastrój świąteczny. Kolację dano także lepszą i tłustszą niż zwykle. W celi można było spostrzec po kilka gromadek siedzących n a jedne m łóżku i częstujących się nawzajem. Opowiadano sobie także o swoich przeżyciach i o tem, co kogo zagnało do murów więziennych.
Najkrzykliwiej i najweselej zachowuje się w celi kategorja pierwsza; wśród niej góruje Dyrda. Dyrda bowiem jest wesoły, bardzo wesoły. Ostatnie święto Bożego Narodzenia spędza w Mokotowie. Za dwa tygodnie ma być wolny po odsiedzeniu ośmioletniej kary, na którą skazały go sądy niemieckie, a z której Polska darowała mu połowę.
Ja siedzę na łóżku w pozycji półleżącej, przypatruję się i obserwuję ucztujących więźniów. Patrzę na gości, którzy także tu przybyli w odwiedziny do Dyrdy i biorą udział w uczcie wyprawionej przez niego. Oczy wszystkich także zazdrośnie patrzą w ich stronę. Stół zastawiony jest obficie potrawami. Wszyscy należą tu do elity świata przestępczego; więc i w więzieniu nieźle im się powodzi. Jeden z przybyłych, lat około 35-ciu, o dobrodusznym wyglądzie, z zaokrąglonym brzuszkiem małomiasteczkowego burżuja, wydaje mi się znajomy: chyba go już gdzieś widziałem. Patrzę na niego, nie mogę sobie jednak przypomnieć. Widząc, jak go tu chętnie witano i jak wszyscy ciągle się do niego zwracają, częstując go najlepszemi kąskami, wywnioskowałem, że jest dobrym „fachowcem“. W tem oczy nasze spotkały się.
— Ty, — zwrócił się do Dyrdy, — kto to jest?
Cała śmietanka spojrzała na mnie.
— To Żydek, — odparł jeden z ucztujących. — Przyjechał z Łomży i pracuje już kilka tygodni na piekarni.
— A nie wiesz, za co siedzi? — zapytał grubas. — Ja go skądś znam, ale nie mogę sobie przypomnieć.
Słyszałem wszystko, choć udawałem, że nie słyszę, a gdy powiedział, że także skądś mnie zna, odezwałem się:
— Ja pana także znam i nie mogę sobie przypomnieć.
Grubas zbliżył się do mnie, przypatrywał mi się dobrą chwilę, poczem radośnie zawołał: