Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/9

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

poznać przyczynę, dla której Bajgełe stał się taki hardy. Wiedziony intuicją, Wołkow domyślał się, że w tym coś się kryje. Na pociągnięcie cyngla zawsze jest czas. Wołkow postanowił podejść Bajgełe z innej strony.
— Jestem wierny moim zasadom: „swoich“ zostawiam w spokoju.
— Uprzedzam cię, że będzie źle z tobą, — nabierał odwagi Bajgełe.
— Powiedz mi lepiej, kto mieszka w tym domu?
— Kto? A ty niby nie wiesz?
— Poważnie mówię: nie wiem.
— To dziwne. Tu można się świetnie zabawić. W tej kamienicy mieści się dobrze urządzony dom rozpusty. Jestem tam stałym gościem..
— Powiedz mi, kto mieszka w tym domu — ponowił pytanie Wołkow w ostrym tonie. — Widziałem wchodzącego tu pewnego pana, w którego wieku nie przystoi taka zabawa.
— Rozumiem: masz na myśli profesora — roześmiał się Bajgełe. — Sądzisz, że ludzie uczeni inaczej te sprawy załatwiają?
— Tylko bez głupich żartów.
— Nie wierzysz mi? Mogę się udać tam z tobą. Przekonasz się, że mówię prawdę.
Wołkow usiłował przejrzeć myśli rozmówcy. Nie był tchórzem, ale tym razem, wiedziony intuicją opierał się tej propozycji.
— Masz pietra? — odezwał się Bajgełe. — A ja miałem ciebie za ryzykanta. Zawsze twierdziłem że urodzdeś się „blatnym“. Chyba przez pomyłkę zostałeś policjantem...
— Prowadź. Idę z tobą, gdyż pragnę się dowiedzieć o szeregu innych rzeczy, które mnie intrygują.
Wołkow nie miał wątpliwości, że dom który opuścił „Bajgełe“ kryje w sobie ważną tajemnicę. Tym